Wydanie V
Czuły Oprawca - Michał Koszewski (Fot. Patryk Marzęcki)
Czuły Oprawca - Michał Koszewski (Fot. Patryk Marzęcki)

Gdybyś mógł oprawić dowolne dzieło sztuki na świecie, to co by to było? 

Oprawiłbym swój obraz dla MoMA.  

Jak zaczęła się twoja historia z oprawianiem obrazów?

Wszystko zaczęło się za sprawą mojej mamy i mojego ojczyma, którzy w latach 90. założyli ten biznes. Mój ojczym był Włochem i nazywał się Delio Mabellini - po nim jest nazwa firmy. Sam malował obrazy i nie miał gdzie ich oprawiać, więc zapytał swojego dostawcy, jak to robić. Nauczył się fachu od podstaw. Zmarł dwadzieścia lat temu. Ja do tego biznesu dołączyłem dość późno, choć od tego momentu minęło już piętnaście lat. 

Czuły Oprawca - Michał Koszewski (Fot. Patryk Marzęcki)

Kto cię nauczył fachu? 

Samego doradzania nauczyłem się od mojej mamy. Kiedyś mnie to szokowało. Pytałem - mamo, jak możesz mówić ludziom, co będzie wyglądało najlepiej, kiedy oni wiedzą, po co przychodzą. A okazuje się, że chyba wszyscy podczas oprawy potrzebujemy kogoś w rodzaju "stylisty" od obrazów, który powie, w czym dzieło będzie wyglądało na większe, czy bardziej nasycone. 

Zobacz wideo

Czy zawsze chciałeś zajmować się oprawianiem obrazów?

Nie, absolutnie. Kiedyś miałem na siebie inny pomysł. Jak wiele osób z mojego otoczenia, potraktowałem studia jako przedłużenie liceum, więc wybrałem najbardziej bezwartościowe studia, jakie można sobie wyobrazić. Nie wchodźmy w to, jakie. Skończyłem je, próbowałem pracować w korporacji i tam siebie widziałem. Do biznesu rodzinnego dołączyłem, gdy razem z mamą pomyśleliśmy, że warto by było otworzyć punkt oprawy w Warszawie [wcześniej znajdował się tylko w Piasecznie - przyp. red.]. Na początku w ogóle tego nie czułem. Nie miałem za grosz gustu. Po kilku latach zacząłem się interesować i sztuką, i designem i wsiąkłem w to. Teraz nie wyobrażam sobie siebie w czymś innym. To, co robię, jest częścią mojej tożsamości. 

Czuły Oprawca - Michał Koszewski (Fot. Patryk Marzęcki) , Tatuaże (Fot. Patryk Marzęcki) , Ramy do oprawiania obrazów (Fot. Patryk Marzęcki)

Dlaczego nazwałeś się Czułym Oprawcą?

Niestety muszę przyznać, że to nie jest moja kreacja, a mojego serdecznego przyjaciela, który jest copywriterem. Podczas majowego grillowania Kuba Zarzycki wpadł na pomysł, abym nazwał się czułym oprawcą. To w sumie dobrze opisuje to, jaki jestem i czym się zajmuję. 

Dlaczego cię to dobrze opisuje - faktycznie jesteś czuły?

Czuły to nie to samo, co delikatny. Ma dużo więcej konotacji ze słowem życzliwy i opiekuńczy, dlatego wydaje mi się, że dobrze ze mną rezonuje. Opisuje mój stosunek zarówno do przyjaciół, jak i do klientów. W dużym stopniu moja praca opiera się nie tyle na oprawianiu, co na budowaniu relacji z wami. Pokazujecie mi swoje wnętrza, opowiadacie swoje historie. To odbija się w tym, jak oprawiamy obrazy. 

Co jest najtrudniejsze w tej pracy?

Być może to zabrzmi nudno, ale są to łańcuchy dostaw. Potwornie frustrująca rzecz. Większość profili importujemy zza granicy, głównie z Włoch, które są potęgą, jeśli chodzi o projektowanie ram. Ale pandemia chyba nauczyła już wszystkich, że materiały mogą się skończyć i na ładne rzeczy trzeba poczekać. 

Czuły Oprawca - Michał Koszewski (Fot. Patryk Marzęcki)

Czy są zasady, których absolutnie trzeba przestrzegać wykonując ten zawód?

Tak, trzeba na przykład przestrzegać zasad dotyczących opieki konserwatorskiej. Proces ten musi być mało ingerujący i odwracalny. Oczywiście nie każda praca tego wymaga - nie musisz dbać pod względem konserwatorskim o zdjęcie rodzinne, czy pocztówkę. I wtedy górę bierze to, żeby rama po prostu wyglądała super. Zawsze więc mamy do czynienia z balansowaniem pomiędzy tym, co ważne i bezpieczne dla dzieła, a tym, co sprawi, że będzie prezentowało się jak petarda. 

Czy częściej klienci przychodzą ze swoimi pomysłami, czy raczej oczekują, że ty im doradzisz?

Częściej oczekują, że ja im coś podpowiem. Ponoć w branży to nie jest standardem, ale szczęśliwie wiem, że są też w Warszawie inne zakłady ramiarskie, które doradzają swoim klientom. Nie wyobrażam sobie inaczej. Ale zawsze proszę klienta, aby mnie pchnął w odpowiednią stronę. 

Czy w świecie oprawiania obrazów istnieją trendy?

Tak, one przecinają się z trendami w projektowaniu wnętrz. Dlatego lubię współpracować z architektkami, bo one zawsze przynoszą jakieś "świeżynki". Z drugiej strony klienci bazują na naszych radach, więc my sami też kształtujemy trendy na podstawie tego, co nam się podoba. 

Ramy w pracowni Czułego Oprawcy (Fot. Patryk Marzęcki) , Ramy w pracowni Czułego Oprawcy (Fot. Patryk Marzęcki)

A co tobie aktualnie najbardziej się podoba?

Ostatnimi czasy mocno w trendach są czeczoty, które kocham od wielu lat. Bardzo często korzystam też z "american boxów", które nazywam "elkami". To są ramy, które nie stykają się z obrazem. To bardzo wdzięczny materiał, który pozwala wziąć oprawę "w cudzysłów". Zestawiona z klasyczną ramą komunikuje - okej, ja wiem, że to nie pasuje, ale chcę to zrobić właśnie w ten sposób. Oprócz tego, ja jestem sroka - lubię, jak mi się błyszczy, jak jest na ramie ornament i uwielbiam kolor. Chyba potrzebuję tego koloru prywatnie. 

Ile czasu zajmuje wykonanie ramy? 

Zazwyczaj czterdzieści minut do godziny. Wszystko zależy od stopnia skomplikowania. Jak zamykałem w ramie chustę Hermes to było trochę więcej dłubania, bo musieliśmy ją delikatnie poprzypinać szpilkami, żeby się ładnie naprężyła. 

Czym jest dla ciebie rama? Jedynie tłem dla obrazu, czy może czymś więcej?

Rama czasem pełni ważną funkcję ochronną - np. gdy macie bardzo drogi obiekt i dzieci w domu, które właśnie uczą się grać w piłkę. Ale na ogół rama nie jest niezbędna, za wyjątkiem prac na papierze, które trzeba oprawić, bo inaczej ich nie powiesimy. Czasem też jest tak, że rama ratuje pracę. Są pamiątki rodzinne, których w życiu byście nie powiesili, a dzięki temu, że ogramy je troszkę bardziej designersko, okazuje się, że one znowu zaczynają cieszyć i znajdują swoje miejsce w domu. 

Czuły Oprawca - Michał Koszewski (Fot. Patryk Marzęcki)

Czy traktujesz oprawę obrazów w kategoriach sztuki?

Nie, raczej rzemiosła. Ale na pewno jest to proces kreatywny. Mam poczucie, że sztuka jest nośnikiem informacji, a oprawa nie zawsze. I czasami nie powinna być. Co innego oprawy autorskie, ale to jest zupełnie inny temat. Są artyści, którzy traktują oprawę, jako integralną część pracy. 

Ramę należy dopasować do samego obrazu, czy też do wnętrza, w którym ma się dany obiekt znaleźć?

Przede wszystkim do obrazu. Ale każdy obraz możemy oprawić na dziesiątki różnych sposobów i każdy będzie wyglądał porównywalnie dobrze. Natomiast informacja o wnętrzu pozwala ukierunkować oprawcę. Ostatecznie obraz będzie wisiał w jakimś kontekście. 

Co daje ci najwięcej frajdy w pracy?

Najwięcej satysfakcji czerpię z opraw, które są dla mnie wyzwaniem w kwestii myślenia kreatywnego przy łączeniu materiałów. Kiedy zestawiamy w sposób odważny ramę bardzo klasyczną z surową dechą i to dobrze wygląda. Kiedy ktoś zmusza mnie do tego, żebym pomyślał o ramie w inny sposób, niż myślę standardowo. A oprócz tego, najbardziej lubię gadać z moimi klientami.  

Opowiedz o tych relacjach. 

Często przyrównuję moją pracę do pracy fryzjera albo stylisty. Tu się przychodzi, zaczyna się opowiadać, co macie w domu, co lubicie. Nie wiem dlaczego, ale jakoś naturalnie wchodzimy na tematy bardzo prywatne. Jestem tylko oprawcą, a wiem, kto bierze ślub, kto się przeprowadził, kto się pokłócił z teściową. 

Czuły Oprawca - Michał Koszewski (Fot. Patryk Marzęcki) , Passpartout w pracowni Michała Koszewskiego (Fot. Patryk Marzęcki) , Rama w pracowni Czułego Oprawcy (Fot. Patryk Marzęcki)

Co było najbardziej nietypową rzeczą, którą oprawiałeś? 

Był to odlew brzucha ciążowego. Nie wiedziałem w ogóle, że takie rzeczy są, ale fajnie, że ludzie mają pamiątki z tego okresu w życiu. Ale ca’man! Jak to zamknąć!? Przecież to jest sporych rozmiarów, co więcej jest kruche i nie ma punktu oparcia. No i musisz jeszcze oprawić tak, żeby dobrze wyglądało w domu. Okazało się, że da się to zrobić. 

Czy zdarzyło ci się kiedykolwiek odmówić oprawy obrazu, bo na przykład ci się nie podobał?

Absolutnie nie. Ja często mówię: drodzy państwo, u mnie jak u lekarza, nie ma rzeczy wstydliwych. Odmawiam w sytuacji kiedy wiem, że nie sprostam oczekiwaniom, albo gdy widzę, że temat jest ryzykowny. Na przykład podczas demontażu starej ramy praca może ulec uszkodzeniu. 

Czy jest jakaś "ikoniczna" rama, która definiuje twój styl? 

Mam nadzieję, że nie. Jeżeli wierzysz w to, że się rozwijasz, to nie możesz wiązać się z systemami, które sprawdzały ci się wcześniej.  

Czy dzięki oprawianiu obrazów zdarzało ci się odkrywać ciekawych twórców?

Przede wszystkim bardzo dużo chodzę po galeriach. To jest ważna część naszej pracy, aby być zorientowanym, co się dzieje na rynku sztuki. Więc tak - w mojej pracy często poznaję nowych twórców. Fajnie jest też wiedzieć, co ludzie przynoszą. Oprócz tego, mam bezpośredni kontakt z artystami, dzięki czemu poznaję ich trochę lepiej, a w konsekwencji lepiej rozumiem, co oni robią. Wśród moich ulubionych artystów są ci, z którymi zbudowałem osobistą relację. 

Czuły Oprawca - Michał Koszewski (Fot. Patryk Marzęcki)

Czy osobista znajomość z artystami pomaga ci lepiej oprawiać ich obrazy?

Oni chyba doceniają, kiedy zrobi się coś, czego sami by nie zrobili. Artysta zazwyczaj oprawia z myślą o wystawie, czy targach. Ale mają też świadomość, że te prace idą do konkretnych wnętrz, czy osób i one muszą być tam ubrane w nieco inny kontekst. 

W jaki sposób ludzie reagują, gdy mówisz że jesteś oprawcą obrazów? Twój wizerunek, tj. młodego, "cool" chłopaka ni jak się ma do stereotypu starszego pana z wąsem w zaniedbanej kanciapie, z którym kojarzony jest ten fach. 

Fakt, że kilka razy spotkałem się z zaskoczeniem. Ktoś wpadł i mówi - zaraz, spodziewałem się pana z wąsem. Nie wiem akurat czemu wąs jest integralną częścią każdego oprawcy w wyobrażeniu ludzi, ale tak, ja też miałem wąsa, więc starałem się dostosować do trendu. 

W prywatnych rozmowach ludzie są zaskoczeni, że taki zawód w ogóle istnieje. Nie zdają sobie sprawy, że oprawa obrazów "it’s a thing". W ogóle się nad tym nie zastanawiają. Dlatego też powstał mój profil na IG czuły oprawca. Musiałem podjąć decyzję, w którą stronę iść z moimi oprawami. Czy kluczowa jest, jak kiedyś, oprawa wystaw, czy superluksusowych, drogich obiektów, czy być może ta trzecia droga, która obecnie mnie interesuje najbardziej, czyli wejście pod strzechę. Chodzi o uświadomienie ludzi, że nie muszą kupować grubej sztuki, aby mieć w domu ładne rzeczy. Z drugiej strony, pomysłem na bardziej ekonomiczną dekorację niekoniecznie musi być napis "home sweet home". Moje konto powstało, aby pokazać, że mamy różne opcje, aby spersonalizować każdy obiekt. 

Czuły Oprawca dobiera ramę do plakatu Sainera (Fot. Patryk Marzęcki) , Oprawianie plakatu (Fot. Patryk Marzęcki)

No właśnie, możemy w fajny, designerski sposób oprawić nawet coś, co jest powtarzalne. 

Tak. Zresztą takie obiekty są najbardziej wdzięczne do oprawy. Wczoraj byli u mnie państwo, którzy przynieśli swoje zaproszenie ślubne. To jest super słodkie. Od tego jestem ja, aby z waszego zaproszenia ślubnego zrobić fajną pamiątkę, a nie tylko wsadzić je w ramkę na fotografie. 

Jak często zdarza się, że cena ramy przekracza wartość ekonomiczną obiektu? 

Codziennie się zdarza taka sytuacja, że oprawa jest droższa niż dzieło. Ale tak musi być - jeśli kupujecie pocztówkę za 5 zł, czy plakat za 100 zł, który wymaga dużej ramy, to siłą rzeczy będzie ona kosztowała więcej. 

Bardziej "jara cię" oprawa drogich dzieł znanych twórców, czy obiektów wartościowych, ale tylko sentymentalnie? 

Kiedyś, gdy zaczynałem, oprawianie dzieł klasyków polskiego albo światowego malarstwa było dla mnie wielką satysfakcją i potwierdzeniem tego, że jestem w dobrym miejscu i że znam się na tym co robię. Na chwilę obecną naprawdę nie lubię oprawiać klasyków, bo tam się często nie wyżyjesz artystycznie. Poza tym odpowiedzialność jest nieporównywalnie większa do opraw rzeczy totalnie casualowych. Wolę oprawiać niepozorne rzeczy, które potrafią kosztować grosze, ale za sprawą ramy, robimy z nich coś, co naprawdę cieszy. 

Czyli praca oprawcy pozwala wyżyć się artystycznie?

Mi jest łatwiej się wyżyć na swoich pracach, niż na pracach klientów. Dla was to zawsze jest ryzyko, bo nie wiecie, jak praca wyjdzie na koniec. Czasami przy mocno eksperymentalnych oprawach jestem bardziej skłonny do rabatów (będziemy musieli to wyciąć!), ale lubię jak ryzykujecie. Dlatego lubię pracować z architektkami wnętrz, bo one się nie boją i potrafią przekonać inwestora, że rama to rzecz, z którą fajnie się pobawić i za którą warto zapłacić. 

Czuły Oprawca dobiera ramę do plakatu Sainera (Fot. Patryk Marzęcki)

Czy uważasz, że zainteresowanie sztuką wzrosło ostatnimi czasy wśród młodych ludzi? 

Tak, myślę, że wzrosło. Starzy wyjadacze trochę się krzywią na to, że masa influencerów robi sobie zdjęcia na otwarciu MSN, chociaż nigdy nie byli w galerii. Z drugiej strony uważam, że jest to ważne, aby sztuka była sexy. Nawet jeśli snobowanie się tym, że interesujemy się sztuką, jest bardzo płytkie w momencie, gdy znamy tylko kilku instagramowych artystów, to dobrze jest pokazywać, że sztuka jest czymś wartościowym, czym naprawdę warto się snobować. Sztuka potrzebuje promocji, a artyści są bardzo zaniedbaną grupą społeczną. 

Dla mnie uderzające było, gdy uświadomiłem sobie, że stacje telewizyjne walczą o transmisję z olimpiady. Ja wiem, że to jest ważne, kto skoczy te dwa centymetry wyżej. Ale myślę, że lwia część społeczeństwa nie wie, kogo wysyłamy na Biennale w Wenecji, które jest taką światową olimpiadą artystyczną. 

Czy popularność sztuki na Instagramie wpływa w jakiś sposób na twoją pracę? 

Jest dużo sztuki casualowej, tzn. oprawia się dużo plakatów (na przykład z Targów Rzeczy Ładnych), albo tańszych prac między 500 a 2000 złotych. To pokazuje, że faktycznie młodzi ludzie, którzy zaczynają mieć swoje środki, starają się kupić coś fajnego do domu. Myślą o tym, że na ścianach coś trzeba powiesić, a nie tak jak było kiedyś - może ten telewizor trochę większy. 

Ty też, oprócz oprawiania obrazów, zajmujesz się malowaniem. 

Tak, obrazy, które widzicie na rolkach są moje. Zająłem się tym dość późno. Startowałem nieśmiało. Uważałem, że najpierw muszę nauczyć się podstaw rysowania. Chcąc zajmować się abstrakcją, byłem przekonany, że to powinien być mój wybór, a nie konieczność. 

Gdybyś nie został oprawcą, czym byś się zajmował?

Myślę, że chciałbym zostać psychoterapeutą. 

Czuły Oprawca - Michał Koszewski (Fot. Patryk Marzęcki)